Sezon biegowy powoli się kończy. Kończy się też cykl BiegamBoLubię Lasy. W najbliższą niedzielę ostatni w tym roku bieg, a właściwie biegi po leśnych duktach w podwarszawskim Chojnowie.
Organizatorzy cyklu założyli przed jego rozpoczęciem pewną periodyczność. Jak wiadomo trudno znaleźć lepsze miejsce, w którym zmeinność pór roku byłaby bardziej widoczna niż w lesie. Kalendarz BiegamBoLubię Lasy wydawał się od początku oczywisty. – To prawda. Właściwie gdy uzgdoniliśmy z Lasami Państwowymi wspólny biegowy projekt wiedzieliśmy, że chcemy pokazać biegaczom las w czterech odsłonach. To był strzał w dziesiątkę. Nie spotkałem niezadowlonych po imprezach zimą, wiosną i latem. Liczę, że po niedzielnej też takich nie będzie. Przecież dla wielu, nie tylko zresztą biegaczy, jesienny las jest najpiękniejszy – mówi Paweł Januszewski, prezes Fundacji Wychowanie przez Sport i współorganizator leśnego cyklu biegowego.
Po malowniczych trasach w Chojnowie można hasać na dwóch dystansach. 5 i 10 km. Do tego organizatorzy sprawdzonym sznytem dołożyli biegi dla dzieci oraz dystans dla amatorów nordic walking. W to graj rodzinie Domaradzkich. Tata Łukasz biegnie na “dychę”, mama Ola na “piątkę”, a mała Zuzia rwie się do startu w biegu dla dzieci. – Najbardziej lubię biegać z mamą i tatą w lesie – tyle wydusiliśmy od sześciolatki. Niezrażeni pytaliśmy z uporem o powód sympatii do leśnego biegania. O dziwo się udało! – Bo po bieganiu zjadam zawsze kiełbaskę z ogniska – ucięła Zuzia,a my nie mieliśmy więcej pytań.
– Śmiejecie się, a mała naprawdę tak kojarzy waszą imprezę. Zabieramy ją na różne biegi i trochę się jej kolejne wypady zacierają. Na ten do Chojnowa nie trzeba jej namawiać. Mnie zresztą też nie. To inne i według mnie ciekawsze starty od biegów ulicznych. W niedzielę wystartuję również po to, żeby dołożyć ostatni brakujący element medalu. To fajny pomysł i żona mi zazdrości stuprocentowej frekwencji – opowiada Pan Łukasz.
Wywołana do tablicy Pani Ola rzeczywiście zżyma się na na męża, ale i na samą siebie. – Nie poboegłam zimą. Jestem strasznym zmarźluchem i Łukasz za nic nie mógł wyciągnąć mnie z domu. Nawet sobie nie wyobrażacie jak teraz żałuję. Mam jednak swoje sposoby, żeby wejść w posiadanie pełnego medalu i zaznaczę, że nie zamierzam czekać do przyszłego roku – zakończyła z podejrzanym błyskiem w oku. Nie wnikamy co Pani planuje, ale na miejscu Pana Łukasza rozejrzelibyśmy się za małą domową skrytką. Najlepiej na szyfr 😉